Choć od zakończenia zimnej wojny minęły już ponad trzy dekady, to echo napięć między demokratycznym Zachodem a blokiem wschodnim (Rosją) powróciło. Przedłużająca się wojna w Ukrainie negatywnie rzutuje na branżę lotniczą, zwłaszcza unijne linie lotnicze, dla których operacje na Daleki Wschód stały się kompletnie nieopłacalne mimo sowitej lukratywności rynku.
Pandemia unaoczniła, że branża lotnicza szybko potrafi się zaakomodować do panującej sytuacji, przetrwawszy nawet najgorszy czas w historii. Nie ma branży jednak branży, na działalność której rzutowałaby tak mocno sytuacja geopolityczna. Ostatnie stulecie pokazało, że lotnictwo nauczyło się lawirować w trudnych okolicznościach.
Krótkie nacieszenie się Syberią
Wojna w Ukrainie przedłuża się, a każdy kolejny miesiąc negatywnie wpływa na działalność wielu zachodnich przewoźników lotniczych, oferujących dalekodystansowe połączenia lotnicze. Skutkiem zbrojnego ataku na wschodniego sąsiada Polski została zamknięta przestrzeń powietrzna Unii Europejskiej dla operatorów z Rosji. W ślad za europejskim blokiem podążyły: Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, Kanada, Japonia czy Korea Południowa. Rosja nie pozostała dłużna i zamknęła możliwość przelotów nad Syberią, której przestrzeń powietrzna jest kluczowa, aby operacje lotnicze na Daleki Wschód były opłacalne.
„Nowa” rzeczywistość jest katorżnicza, lecz z korzyści przelotów przez północną częścią Rosji linie lotnicze były beneficjentami niezbyt zbyt długo, albowiem Syberia stała się dostępna dla m.in. europejskich przewoźników dopiero upadku Związku Radzieckiego i zakończeniu się konfliktu vel rywalizacji ideologiczno-polityczno-wojskowo-gospodarczej na linii Zachód – Wschód, który trwał blisko 45 lat. Zaskakujące jest jednak to, że dopiero wydarzenia z lutego 2022 roku skłoniły Zachód do podjęcia działania sankcyjnego (które nie do końca spełnia swoją rolę), podczas gdy wcześniejsze procedery (atak na Gruzję, walki w Donbasie, aneksja Krymu) władz rosyjskich przechodziły suchą stopą.
Zamknięcie rosyjskiego nieba zaczyna coraz bardziej doskwierać unijnym liniom lotniczym, choć operatorzy z Europy starają się robić dobrą minę do złej gry, realizując od ponad dwóch lat operacje do Chin, Japonii i Korei Południowej tzw. trasą południową, która wiedzie przez Turcję, Kaukaz i Azję Centralną. Zmienione trasy przelotów wymagają większego zaangażowania ludzkiego, a przede wszystkim kapitałowego, gdyż czas trwania rejsów znacząco się wydłużył, co zwiększa koszty stałe wydatkowane na paliwo czy załogi.
Utrata konkurencyjności
British Airways już zawiesiły loty do Pekinu. Redukcji o połowę uległa także
podaż lotów do Hong Kongu, która dla operatora z Londynu miały/mają status flagowych. Po krótkich rozważaniach niemiecka Lufthansa zawiesiła realizację lotów Frankfurt - Pekin i rozważa anulowanie innych destynacji dalekowschodnich, albowiem nie jest możliwe prowadzenie rentownych operacji także do Seulu, Szanghaju, czy Tokio, kiedy chińscy przewoźnicy są subsydiowani i mogą realizować swoje loty przez Syberię.
Z kolei do władz Unii Europejskich apel wystosował zarząd KLM. Holenderski flagowiec chce, aby organy unijne "wyrównały warunki konkurencyjne" linii lotniczych zarejestrowanych w państwach-członkach bloku, gdyż dalsze, rentowne operowanie do Dalekiej Azji nie jest możliwe. KLM-owi pasażerów w Amsterdamie odbierają cztery chińskie linie lotnicze. Najważniejszy rynek drenują: Air China, China Eastern Airlines, China Southern Airlines oraz Xiamen Airlines.
W najgorszym położeniu są linie Finnair, które zmodyfikowały swój biznesplan, aby – dzięki geograficznemu położeniu Helsinek – stać się przewoźnikiem pierwszego wyboru w przypadku podróży z Europy do destynacji w dalekiej Azji. Wcześniej pasażerskie operacje lotnicze fińskiego przewoźnika do np. Japonii trwały dziewięć i pół godziny – obecnie czas lotu to prawie 13 godzin i 30 minut. W efekcie koszt paliwa operacji, które realizują airbusy A350, wzrósł o ponad 17 tys. dolarów w przeliczeniu na jeden lot, co przy skali operacji Finnaira oznacza wzrost kosztu stałego tylko z tego tytułu o kilkanaście mln dolarów rocznie, i to tylko biorąc pod uwagę rejsy do japońskiej stolicy.
Zamknięcie Syberii rzutuje negatywnie również na operacji LOT-u.
Narodowy przewoźnik skasował trzy rotacje w tygodniu do pekińskiego portu lotniczego Capital, rezygnując ze wznowienia rejsów na lotnisku Daxing. Pozostały trwające dłużej niż zwykle są również loty do Seulu (z Warszawy, Wrocławia, i Budapesztu), jak i do Tokio.
Przejęcie rynku
Nie można liczyć, że przestrzeń powietrzna Rosji otworzy się w krótkim terminie. To powoduje, że europejscy przewoźnicy – chcąc nie chcąc – będą systematycznie oddawać rynek lotów m.in. liniom lotniczym z Państwa Środka. Oddanie kawała tortu będzie drastyczne w swoich skutkach, gdyż późniejsze odzyskanie udziałów w rynku będzie niewykonane, jeśli chińscy przewoźnicy będą stosować politykę dumpingu, gdyż ich (nie)rentowne połączenia będą subsydiowane przez władze centralne.